Pod względem liczby przypadków choroby płuc są w Polsce - od co najmniej 15 lat - drugą, najszybciej rozwijającą się grupą schorzeń - podkreślają eksperci. Za ten stan rzeczy odpowiadają przede wszystkim smog i dym tytoniowy.
- Głównym czynnikiem ryzyka jest niezmiennie dym tytoniowy, ale coraz większe znaczenie zaczyna mieć zanieczyszczenie powietrza, powodowane nie tylko przez palenie w piecach, ale także w kominkach, coraz popularniejszych w polskich domach. W efekcie powstaje smog - wskazuje prof. Andrzej Fal*, kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych i Alergologii CSK MSWiA w Warszawie
Nie traćmy tchu...
Dodał, że przekłada się to na chorobowość. - Szacuje się, że na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (POChP) choruje w naszym kraju ok. 2 mln osób. Dużym problemem jest fakt, iż pacjenci z najłagodniejszą postacią tego schorzenia nie przychodzą do lekarza, ponieważ nie występują u nich jeszcze objawy wpływające na jakość ich życia. Gdy te zaczynają się pojawiać, choroba jest już zaawansowana - zaznaczył prof. Fal.
Jak wskazywał podczas sesji "Choroby płuc - nie traćmy tchu" w ramach XIII Forum Rynku Zdrowia (Warszawa, 23-24 października) kolejną grupą, w której zachorowalność rośnie, są nowotwory płuca - niejednorodne ze względu na wiele typów histopatologicznych, które przekładają się na szybkość i sposób przebiegu choroby, także odpowiedzi na różne terapie, jakie mamy do dyspozycji.
- Niewątpliwie trzeba też pamiętać o tym, że w raku płuca również czynnikiem sprawczym jest dym tytoniowy, a czynnikiem ryzyka jest POChP. Po prostu u palaczy mający POChP częściej rozwija się rak dolnych dróg oddechowych, niż u palaczy nie mających POChP - podkreślił prof. Fal.
Chorobowość zależy od jakości powietrza
Dr Piotr Dąbrowiecki z Kliniki Chorób Infekcyjnych i Alergologii Wojskowego Instytutu Medycznego zauważył, że to, jakim powietrzem oddychamy, ewidentnie przekłada się na choroby, na jakie zapadamy.
- Jedna trzecia Polaków szkodzi sobie paląc papierosy, ale pozostałe dwie trzecie osób, które nie palą, oddychają zanieczyszczonym powietrzem. Jest ono kancerogenem numer jeden, nie tylko w raku płuca, ale także np. w raku pęcherza moczowego - zaznaczył ekspert.
Dodał: - Zachorowalność na te nowotwory wzrasta aż o 60 proc., gdy mieszka się w atmosferze przesyconej benzopirenem czy węglowodorami aromatycznymi. Takie powietrze jest w całej południowej Polsce - zwraca uwagę dr Dąbrowiecki
Przypomina, że badania amerykańskie dowodzą, że 30%.spośród osób, które zachorowały na POChP nigdy nie paląc tytoniu, było poddane długotrwałemu działaniu zanieczyszczeń powietrza, w tym pyłu zawieszonego i węglowodorów aromatycznych.
- Pod wpływem zanieczyszczonego powietrza rozwija się także alergia i astma. Alergen, który wnika do układu oddechowego w Krakowie, Warszawie czy Katowicach, to nie jest zwykły pyłek brzozy w kwietniu, tylko pyłek, który ma na swojej powierzchni pył zawieszony i węglowodory aromatyczne. Taki pył powoduje intensywniejszą stymulację układu oddechowego - podkreślił ekspert.
Dr. Dąbrowiecki zaznaczył też, że perspektywa polskiego mieszkańca, to jest perspektywa pacjenta, który mieszka w najbardziej zanieczyszczonym miejscu w Europie, jeśli chodzi o węglowodory aromatyczne i stężenie pyłu zawieszonego.
Nie wszystkie terapie są dostępne
Prof. Ryszarda Chazan z Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych, Pneumonologii i Alergologii, Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, członek Komitetu Nauk Klinicznych PAN podkreśliła, że sytuacja pacjentów cierpiących na schorzenia płucne uległa poprawie.
- W ostatnich latach zarejestrowano i objęto refundacją szereg skutecznych leków do stosowania w chorobach obturacyjnych. Również płatnik przekonał się do tego, że wczesne rozpoznanie i leczenie przynosi efekty. Dziś pacjenci chorzy na astmę uczą się i pracują powiększając PKB - podkreśliła ekspertka.
Zaznaczyła też, że rewolucją w terapii astmy oskrzelowej okazało się przede wszystkim leczenie wziewnymi sterydami. - Te terapie zapewniły chorym lepszy komfort życia, ale także zmniejszenie śmiertelności. Na astmę umiera rocznie jedynie ok. 400 pacjentów, mimo że choruje na nią tyle samo osób co na POChP, czyli ok. 2 mln - wyjaśniła prof. Chazan.
Dodała, że jest jednak grupa ok. 3- 5 proc. chorych z tzw. astmą ciężką, która nie odpowiada na leczenie dostępnymi terapiami. - Dla tej grupy wymagana jest terapia dodana w postaci cholinolityków. Niestety, w Polsce jedyny taki lek, zarejestrowany w tej chorobie, nie jest refundowany w tym wskazaniu - podkreśliła prof. Chazan.
Zaznaczyła również, że lekarze wciąż mają olbrzymi problem z leczeniem biologicznym, które jest dostępne w programie lekowym. Zbyt restrykcyjne kryteria włączenia pacjentów do tego programu sprawiają, że nie wykorzystuje się pieniędzy zarezerwowanych dla tego programu. Zamiast leczyć przewidywanych 1000 chorych, leczy się 500.
Jeszcze gorzej jest w chorobach rzadkich
Z kolei dr Katarzyna Lewandowska z Kliniki Chorób Płuc Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie zwróciła uwagę na brak systemowych rozwiązań, które umożliwiają rozwój ośrodków zajmujących się diagnozowaniem i leczeniem chorób rzadkich.
Jak podkreśliła ekspertka, takim pacjentom, z uwagi na to, iż są oni bardzo nieliczną grupą, trudno jest przebić się w systemie ze swoimi potrzebami.
- Szacuje się, że na idiopatyczne włóknienie płuc (IPF) choruje w Polsce ok. 4,5-6 tys. osób, a na mukowiscydozę ok. 1,5-2 tys. Ponieważ chorych jest mało, lekarze POZ, a także specjaliści mają problemy z postawieniem rozpoznania - mówi dr Lewandowska.
- W IPF objawy są bardzo niecharakterystyczne i niedoświadczonemu lekarzowi mogą kojarzyć się z POChP. Dlatego najważniejsza jest edukacja lekarzy. Należy też stworzyć ośrodki eksperckie, do których lekarze mogliby odsyłać niezdiagnozowanych przez siebie chorych - wyjaśniła specjalistka.
Zwróciła też uwagę, że na konieczność stworzenia takich centrów wskazuje UE. Ponieważ w Polsce nie ma tego typu placówek, lekarze kierują pacjentów, co do których mają wątpliwości diagnostyczne, do ośrodków, które zgodnie z ich wiedzą mogą pomóc w rozpoznaniu.
- Ośrodki te nie są jednak dedykowane chorobom rzadkim, zatrudnieni tam eksperci muszą także zajmować się pozostałymi chorymi, co, niestety, bardzo utrudnia pacjentom z chorobami rzadkimi dostęp do diagnostyki - tłumaczy dr Lewandowska.
- Dla chorego na IPF, który zwykle ma przed sobą trzy lata życia, pół roku oczekiwania na diagnostykę, po uprzednim wielomiesięcznym odsyłaniu od lekarza do lekarza, powoduje, że już połowę z tych trzech lat traci. Obecnie istotne jest to, żeby tę chorobę rozpoznawać wcześnie, bo dostępne jest leczenie, które spowalnia przebieg choroby - zaznaczyła.
Dr Lewandowska przyznaje, że zdecydowanie lepsza sytuacja jest w mukowiscydozie jest. Dzięki przesiewowym badaniom wśród noworodków rozpoznanie jest tu na dobrym poziomie. Problemem stanowi jednak tworzenie wielospecjalistycznych ośrodków referencyjnych, które będą prowadzić tę grupę pacjentów w sposób kompleksowy.
Skuteczne leczenie przynosi oszczędności
Jakub Szulc, dyrektor i ekspert sektora ochrony zdrowia w EY zwrócił uwagę na koszty, jakie ponosi społeczeństwo w związku z chorobami płuc.
Jak podkreślił każdego roku na leczenie POChP wydajemy 440 mln. zł. W kwocie tej, aż 300 mln zł pochłania leczenie farmakologiczne. Na rehabilitacją i leczenie tlenem wydano niewiele ponad 6 mln zł. W każdym z tych przypadków ambulatoryjna opieka specjalistyczna natomiast kosztowała nas 10,1 mln zł. Pozostałe koszty to opieka szpitalna i diagnostyka.
- Są to tylko koszty bezpośrednie związane z rozpoznaniem i leczeniem tej grupy chorych. O wiele więcej, bo aż 6 mld zł traci polska gospodarka, z powodu kosztów tzw. utraconej produktywności przez cierpiących na tę grupę schorzeń - wyjaśnił dyrektor Szulc.
- Im skuteczniej i lepiej będziemy leczyć i im więcej będziemy mieli do zaproponowania pacjentom, tym więcej będziemy mieli pieniędzy na leczenie chociażby chorób rzadkich. Tego się w zasadzie w ogóle nie bierze pod uwagę - uważa Jakub Szulc.
* Wszystkie wypowiedzi pochodzą z sesji pt. "Choroby płuc - nie traćmy tchu" w ramach XIII Forum Rynku Zdrowia (Warszawa, 23-24 października).