17 centrów onkologii, placówek o najwyższej referencyjności, świadczących usługi w zakresie 50 proc. wszystkich świadczeń onkologicznych dla polskich pacjentów, jest obecnie zadłużonych na kwotę ponad 500 mln zł - informował 23 października dr Janusz Meder podczas sesji „Onkologia - wyzwania terapeutyczne i organizacyjne” podczas XIII Forum Rynku Zdrowia.
To pokazuje konieczność doszacowania wyceny procedur, co - na szczęście - dostrzegają nie tylko centra onkologii, ale także Ministerstwo Zdrowia i NFZ - dodał prezes Polskiej Unii Onkologii, kierownik Oddziału Zachowawczego Kliniki Nowotworów Układu Chłonnego Centrum Onkologii - Instytutu w Warszawie.
Prof. Krzysztof Składowski, dyrektor Oddziału Centrum Onkologii - Instytutu w Gliwicach, odniósł się z kolei do idei utworzenia sieci szpitali onkologicznych. - Wierzymy, że centra onkologii, największe pełnoprofilowe placówki onkologiczne, są w stanie najlepiej zrealizować cel, jakim jest koordynowana, kompleksowa opieka nad pacjentem onkologicznym, rozumiana całościowo, łącznie z całą otoczką świadczeń wspierających leczenie - mówił specjalista.
Kwestia finansowania
Dodał, że to właśnie centra onkologii powinny najbardziej skorzystać na wycenie świadczeń, przy czym wycena ta nie powinna polegać tylko na zsumowaniu kosztów i liczby realizowanych świadczeń, ale musi brać też pod uwagę tzw. wartość dodaną, rozumianą jako np. oszczędność czasu czy właściwa organizacja leczenia.
Dr Janusz Meder, prezes Polskiej Unii Onkologii, przypomniał, że jeśli chodzi o wyniki leczenia, nadal dzieli nas od krajów Europy Zachodniej 10-15 punktów procentowych.
- O tyle jesteśmy od nich gorsi. Ale jeśli porównamy wyniki leczenia wybranych nowotworów w największych polskich centrach onkologii z wynikami osiąganymi w „starej” UE okaże się, że są one porównywalne. To pokazuje, jak wielką rolę odgrywają te ośrodki i tłumaczy, dlaczego tak dążymy do tego, aby każdy polski pacjent onkologiczny, niezależnie od tego, w jakiej części kraju mieszka, miał równy dostęp do leczenia na takim poziomie - wyjaśniał.
P.o. prezesa NFZ Andrzej Jacyna podjął wątek wyceny procedur w onkologii. - Z mojej wiedzy wynika, że w przypadku procedur onkologicznych AOTMiT planuje przegląd na 2018 r., ale należy mieć na uwadze, że jest to praca na wiele miesięcy - mówił.
Dodał, że NFZ może podejmować jedynie działania doraźne, takie jak np. zwiększenie wyceny hospitalizacji do radioterapii, ponieważ jej obniżenie w związku z wdrożeniem pakietu onkologicznego spowodowało straty centrów onkologii wynoszące ok. 300 mln zł.
- Jest także kwestia Jednorodnych Grup Pacjentów. We współpracy z centrami onkologii zamierzamy się im przyjrzeć i wyodrębnić świadczenia, które zdecydowanie wymagają doszacowania - zapowiedział Andrzej Jacyna. Zauważył, że NFZ ma też otrzymać w tym roku dotację (jej dokładna wysokość nie jest jeszcze znana), która zostanie przeznaczona na zapłatę za nadwykonania za rok 2017, co pozwala mieć nadzieję, że sytuacja szpitali onkologicznych ulegnie dzięki temu poprawie.
- Liczymy, że wspomniane środki mogą być dostępne pod koniec listopada - podkreślił prezes Funduszu. Dodał, że nakłady na onkologię rosną rok do roku, a w roku bieżącym jest to kwota 6 mld 138 mln zł.
Rak jelita grubego
Dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Centrum Kształcenia Podyplomowego Uczelni Łazarskiego, przedstawiła raport dotyczący sytuacji pacjentów z rakiem jelita grubego wskazując, że ogniskuje on wyzwania stojące przed całą polską onkologią. Zwróciła uwagę, że niezbędne są działania profilaktyczne oraz edukowania społeczeństwa, a szczególnie dzieci i młodzieży, w zakresie czynników ryzyka tego nowotworu.
- Działania przyniosą lepsze efekty, jeśli będą realizowane we współpracy wielu resortów, w tym, oprócz resortu zdrowia, także np. sportu czy edukacji - zaznaczyła. Przypomniała, że na wszystkie świadczenia diagnostyczne i terapeutyczne związane z rakiem jelita grubego NFZ wydaje obecnie ok. 817 mln zł. Na program badań przesiewowych wydana została z kolei w 2016 r. kwota 30 mln zł.
- I to jest pole, na którym odnosimy sukcesy, bowiem w porównaniu do 2015 r. udało się zwiększyć liczbę osób biorących udział w badaniu o niemal 100%. To pokazuje, że mamy pomysł na profilaktykę, a jednocześnie mobilizuje do edukowania na temat tego badania oraz rozszerzenia dostępu do znieczulenia do kolonoskopii - wskazała dr Gałązka-Sobotka.
Dlaczego ważne są dane?
Przekonywała, że choroby onkologiczne stanowią wyzwanie dla państwa, ponieważ generują one czterokrotnie wyższe koszty pośrednie, niż koszty bezpośrednie. W raku jelita grubego te drugie wynoszą od 289 do 440 mln zł, w zależności od przyjętej metody, ale koszty pośrednie liczone są już w miliardach złotych.
Zaznaczyła, że jeśli chodzi o dostępność nowych terapii, w raku jelita grubego wygląda to podobnie jak w innych nowotworach: dobrze zabezpieczone są pierwsze linie leczenia, gorzej sytuacja wygląda natomiast w przypadku kolejnych linii.
- Jeśli chodzi o nasze rekomendacje, warto rozważyć zastosowanie instrumentów fiskalnych i opodatkowanie produktów żywnościowych, które szkodzą zdrowiu. Potrzebna jest także centralizacja ośrodków leczących raka jelita grubego (Colorectal Cancer Units) szczególnie w zakresie chirurgii onkologicznej. Oprócz ośrodków o wysokiej referencyjności powinno rozwijać się także sieciowanie - dodała.
Jak zwróciła uwagę Ewelina Żarłok, ekspert Fundacji Onkologia 2025, partner zarządzająca Revelva Concept, do zarządzania systemem ochrony zdrowia niezbędne są dane: - Proces informatyzacji w ochronie zdrowia wymusza na lekarzach prowadzenie dokumentacji elektronicznej, ale ma ona charakter głównie rozliczeniowy. Inną sprawą jest jednak ocena jakości i sprawności systemu, które to kwestie uwzględniliśmy w naszym raporcie, przygotowanym na podstawie wytycznych do akredytacji Breast Unit.
- Widzimy w tym zakresie dobre połączenie medycyny i zarządzania w ochronie zdrowia - mówiła. Przypomniała, że w raporcie wykorzystane zostały dawno zdefiniowane wskaźniki jakości opracowane m.in. przez SIS. Jeśli chodzi o dane, pobrano je z systemów informatycznych BCO oraz WIM.
- Naszym głównym celem było przygotowanie wskaźników jakości oraz wskazanie obszarów wymagających zmian. Analizowaliśmy dane związane m.in. z czasem oczekiwania na badania czy też standardami postępowania klinicznego. Dane są dla nas podstawą wprowadzania procesu zarządzania jakością: określają punkt wyjścia, cel do poprawy i nieustanny monitoring. Ich ciągłe gromadzenie jest zatem istotne dla całego przedsięwzięcia - wyjaśniała Ewelina Żarłok.
- Ponadto dostępność danych daje możliwość dyskusji publicznej, oceny, porównania się z innymi, ale stanowi także informację, bardzo poszukiwaną, dla pacjenta - dodała.
Zaawansowany rak piersi
Dr Agnieszka Jagiełło-Gruszfeld z Kliniki Nowotworów Piersi i Chirurgii Rekonstrukcyjnej Centrum Onkologii - Instytutu w Warszawie oceniła podczas sesji sytuację polskich pacjentek z zaawansowanym rakiem piersi. - Chore z rozsianą postacią raka piersi żyją stosunkowo długo, bo nawet kilkanaście lat, w porównaniu z chorymi na inne nowotwory. Dlatego wydaje się, że jeśli chodzi o dostępność leczenia, pacjentki te powinny być traktowane w sposób szczególny - zaznaczyła specjalistka.
Dodała, że jedną z takich grup są chore na hormonozależnego raka piersi, gdzie podstawą leczenia jest hormonoterapia. Dostęp do leków wspomagających hormonoterapię jest na razie w Polsce słaby, ale jest nadzieja na poprawę sytuacji.
- Jeśli chodzi o drugą grupę pacjentek, wymagających leczenia celowanego anty-HER2, należy przyznać, że dostępność nowych terapii znacznie się w ostatnim czasie poprawiła. Otrzymaliśmy możliwość leczenia m.in. pertuzumabem. Nadal mamy jednak problem z dostępnością nowoczesnych terapii w kolejnych liniach leczenia - wskazywała dr Jagiełło-Gruszfeld.
- Mamy nadzieję, że leki anty-HER2 wejdą do katalogu chemioterapii i będzie je można stosować zgodnie z wytycznymi, bez sztucznych ograniczeń wprowadzanych przez programy lekowe - podkreśliła.
Specjalistka zauważyła, że pacjentki z rozsianym rakiem piersi powinny być leczone w ośrodkach, które mają w tym zakresie duże doświadczenie. - Z moich obserwacji wynika, że jeśli nie trafiają do takich placówek, zarówno hormonoterapia, jak i leczenie celowane anty-HER2 stosowane są zbyt rzadko, co m.in. powoduje, że polskie wyniki leczenia są znacznie gorsze niż mogłyby być, nawet przy obecnych nakładach finansowych - oceniła dr Jagiełło-Gruszfeld.